(W DT od 13-11-2012 do 23-12-2012)

 178-69/2012

Od jakiegoś czasu mamy nową pensjonariuszkę. Młodziutkie to to jeszcze, wszystkim zadziwione, nie było jej dane poznać życia... Pierwszym, co dostała to imię - w końcu jej własne, osobiste i tylko dla niej - Kami.

Tylko te oczy - mądre i rozumne... Obserwują wszystko, analizują świat cały, który spadł na nią jak grom z jasnego nieba... I pytają, co dalej...

kami01

Kami jest u nas już miesiąc czasu.
Przyjechała z zamkniętej komórki, w której spędziła swoje krótkie życie.
Totalnie dzikie, śmierdzące, załatwiające się pod siebie co 15 minut i przerażone wszystkimi bodźcami otaczającego świata stworzenie...


ZAŁATWIAM SIĘ NA DWORZE
Ideę załatwiania swoich potrzeb na dworze podchwyciła bardzo szybko. Niestety jako psiak, który był nauczony załatwiania się pod siebie wtedy, kiedy tylko poczuł taką potrzebę, zmusiła nas do wyprowadzania się co 2-3 godziny - również w nocy  :'( 
Dziś pięknie rozgranicza dzień od nocy i koło 23 nareszcie dziecko zasypia kamiennym snem i śpi grzecznie do rana. Spacery początkowo bardzo częste, dziś ograniczyły się do 4-5 dziennie. Pięknie sygnalizuje, kiedy musi wyjść, ale umie powstrzymać się do czasu, aż opiekun ją wyprowadzi. Straszny z niej śpioch poranny. Wychodzi na dwór koło 6tej rano (nie dlatego, że nas budzi - z uwagi na pracę, o tej porze po prostu wyprowadzamy w tygodniu psy), a potem idzie spać i nie ma jej do godziny 13tej, czasem 14tej.

ZOSTAJĘ SAMA W DOMU
Ze względu na częste wyprowadzanie na spacery, również zostawianie jej samej w domu było niejako problemem. Co prawda nic nie niszczyła, ale z uporem maniaka próbowała wychodzić z nami.
Teraz Kami czas podczas naszej nieobecności przesypia. Jeśli nas nie ma, potrafi przespać nawet czas wyjścia za potrzebą, a po powrocie nie znajdujemy żadnych niespodzianek - oprócz śpiochów w oczach.

CHODZĘ NA SMYCZY
W pierwszych dniach smycz budziła straszny lęk. Sama obroża była karą i zapowiedzią czegoś strasznego. W czasie spaceru wiła się jak piskorz, próbując uwolnić z całego ustrojstwa. Na to nakładał się stres związany ze światem - samochody, ludzie, dziwne odgłosy - nie znała przecież niczego.
Udało nam się nauczyć ją ładnie chodzić na smyczy. Idzie przy nodze, reaguje na komendy 'Czekaj' i 'Stój', ale najbardziej cieszy, że na widok smyczy w naszych rękach ogon zaczyna merdać i przybiega do nas w euforii, żeby tylko ją podpiąć. Uznając, że to już odpowiedni moment, w końcu zaczęliśmy ją spuszczać ze smyczy na spacerach. Na początku była zagubiona, ocierała się o nasze nogi, próbowała sama łapać smycz i bała się odejść od nas na krok. Ale to tak naprawdę bardzo dobrze. Teraz już biega swobodnie - ale na każde zawołanie natychmiast i bez wyjątku wraca do opiekuna.

JEDZENIE
Oczywiście rzucała się na miskę jak wariatka. Łykała całymi garściami i bez względu na to, ile dostała, wiecznie była głodna. Druga miska z jedzeniem na horyzoncie dla drugiego psa już w ogóle wprowadzała rodzaj obłędu. Potrafiła nawet (nieudolnie - ale jednak) zaatakować Rediego, kiedy przygotowywałam posiłek.
Pomogło karmienie z ręki przez tydzień - i to po jednym chrupku, bo w przeciwnym razie łykała nawet drobną ilość na dłoni. Wykorzystaliśmy ten czas przy okazji na uczenie cierpliwości i komendy siad, do tego stopnia, że teraz Kami je na siedząco. Na posiłek czeka spokojnie. Mogę postawić miskę Rediemu, na którą nie zwraca najmniejszej uwagi - w końcu wie, że jedzenia jej nie zabraknie.

CO TO JEST PIES
Nasz dzikus z komórki jakby nie wiedział zupełnie, co to jest inny pies i najpierw nie zwracała na Rediego najmniejszej uwagi, a później stwierdziła, że Redi ma lepsze legowisko, no i jest strasznie uległy do tych 'głupich' ludzi i do tego żre to, co mogłaby przecież zjeść ona. I raczej jej się nie spodobały wnioski, do których doszła.
Na szczęście Redi pierdoła nie próbował ani razu jej prostować. Pokornie odchodził i nie reagował na jej zaczepki. W tym czasie w jej główce rodziły się nowe wnioski z kategorii 'ludź jest fajny'. W pewnym momencie dotarło do tej małej główki, że ten pierdoła dokładnie wie, co zrobić, żeby mieć dobrze. I zaczęła go podpatrywać, naśladować, podchodzić do głaskania, przekonywać się do spacerów i reagować z pokorą na nasze reprymendy. Odkryła przy tym, że razem z Redim są po tej samej stronie barykady w tym systemie. I nagle okazało się, że nasza pierdoła zyskała pozycję guru w jej oczach. Przytula się do niego, na spacerach podąża za nim, ale nie zaczepia pierwsza, nie męczy go. Stosunki pomiędzy nimi są bardzo fajne. Ale tylko dlatego, że Redi to pies bardzo zrównoważony, spokojny i generalnie stroniący od jakichkolwiek dyskusji, czy udowadniania komuś czegokolwiek.  :friends:

LUDZIE
Mam wrażenie, że w całym swoim życiu nie widziała tylu ludzi, ilu u nas w domu było na co dzień. Pierwszą reakcją na widok człowieka było szczekanie i najeżanie się. Za każdym razem ten sam koncert - czy ktoś przyszedł do domu, czy tylko zszedł z góry, czy może był tu cały czas, tylko wyszedł na chwilę do łazienki. Nie wiedziała do czego służy człowiek, ale wiedziała, jak go można skutecznie odstraszyć. 
Niestety jej odstraszanie zupełnie zawiodło w naszym domu. Wbrew jej oczekiwaniom - nikt się jej nie wystraszył. Z ogromną premedytacją prowokowaliśmy każdy dotyk - mimo chodem, niechcący, przy okazji i bez okazji. A ponieważ Kami jest mistrzem w wyciąganiu wniosków, okazało się, że zarówno nasze ręce, jak i nogi (!!!) służą do czegoś zupełnie innego, niż sądziła. Teraz już bez strachu można przejść nad nią, otworzyć szufladę, kiedy leży na legowisku, przepchnąć się z nią w drzwiach i wymiziać słodziaka za wszystkie czasy.

KIM JEST FACET?
Najbardziej bała się mężczyzn. Nawet niczym nie sprowokowana, próbowała czasami atakować. Dłuuugo nie pozwoliła Marcinowi podpiąć się na smycz, mimo swego łakomstwa, nie podeszła do miski z jedzeniem, którą jej stawiał. Póki był cały czas - jakoś to znosiła, ale wystarczył jeden jego ruch, zmiana pozycji, żeby zaczynało się wszystko od początku. Na spacerach mężczyzna wypatrzony nawet hen, hen daleko budził te same reakcje.
Dziś Marcin ma już statut pełnoprawnego członka jej stada. A jak strasznie się za nim tęskni, kiedy go nie ma cały dzień... Oczywiście zorganizowaliśmy też męskie pielgrzymki do naszego domu i kilku rzuciliśmy jej 'na pożarcie' - również takich wielkich i groźnych. Dziś Kami uważa z pełną stanowczością, że obcym facetom się nie ufa, ale również, że są ciężkostrawni - więc się ich nie pożera  :giggle: Ostatnio pozwoliła się nawet takiemu całkiem obcemu pogłaskać na spacerze.

DZIECKO - TAKI CZŁOWIEK, TYLKO INNY
Dzieci na początku traktowała dokładnie tak samo jak nas. 
To upór Hanki sprawił, że zaczęła dostrzegać w tym 'ludziu mniejszym' pewien potencjał, którego 'ludź większy' nie posiada, a o którego istnieniu ona sama nie miała pojęcia - szaleństwo, gonitwy, hulanki i wszelkie uciechy doczesne. Choć to tylko momenty dnia tak naprawdę. Przez większość czasu chodzi za Hanką jak cień. Podpatruje, sprawdza, co robi, czym się bawi i obwąchuje nowe spodnie, których wcześniej przecież nie miała na sobie. NIGDY nie wzięła żadnej jej rzeczy! Za to Hania bez problemu może zrobić z nią co chce - wleźć do jej legowiska, zabrać jej zabawkę, zakwaterować się w jej punkcie obserwacyjnym pod stołem...

DZIWNA PRZYPADŁOŚĆ
Pracujemy nad tym intensywnie i jest coraz lepiej.
Kiedy Kami już odkryła rozkosz ludzkiego dotyku, zaczęła wykazywać dziwną tendencję. Czasem kiedy coś przeskrobie i próbuje się przymilić, czasem podczas miziania, a czasem, kiedy chce nas sprowokować, żebyśmy ją trochę poprzytulali - łapie nas za dłonie. Raczej nie tak łapie w znaczeniu 'łapie', a chwyta dłoń, albo tylko jednego palca i memla, jakby ssie. A jakie ząbeczki (czyt. szpileczki) ma taki szczeniak, każdy wie i chyba nie muszę mówić głośno, że czasem, jak się tak podekscytuje w tym 'memlaniu', najnormalniej sprawia ból. 
Na szczęście zaczyna reagować na syknięcie - bo wcześniej po zabraniu dłoni, kiedy już nie miała sposobu, by się do nich dostać, potrafiła czasem i 'wymemlać' tak o zgrozo stopę, a jedynym ratunkiem pozostawała ucieczka  :giggle: Jeżeli robi to z wyczuciem i delikatnie, to muszę przyznać, że to nawet przyjemne. Ostatnimi czasy 'memlanie' coraz częściej zastępuje lizaniem. Myślę jednak poważnie nad zakupieniem jej smoczka...  8)

Zasypało nas śniegiem po kolana...

Życie to jednak potrafi być zabawne!   :heartbeat: :heartbeat: :heartbeat:

Opowieść pt. 'Hania, Kami i piłeczka'

23. 12. 2012 to był pracowity dzień dla Wolontariuszy i Podopiecznych naszej Fundacji.

Kami po długiej drodze z nowymi właścicielami dotarła domu na dalekim południu ;)

A to już wieści z nowego domku

Kamisia jest już w domku. Podróż zniosła niezwykle dzielnie 
(przejechała prawie 700 km), pomijając dwukrotne obsikanie leżenia w 5 sekund po powrocie ze spacerku  :cheesy:    Po dniu pełnym wrażeń Kami, pojadła, popiła i padła spać tam gdzie siedziała. 

i uśmiech dla wielbicieli

Wątek na Forum http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=1367.0